Cywilizacja śmierci. Gigantyczny skandal w brytyjskich domach opieki. Zakaz ratowania życia pensjonariuszom

Zdj. ilustr. Oddział zakaźny w szwajcarskim szpitalu w Lozannie. Zdjęcie: EPA/LAURENT GILLIERON Dostawca: PAP/EPA.
Obrazek ilustracyjny/Dostawca: PAP/EPA.

Co najmniej 10 procent brytyjskich domów opieki dostało w czasie szczytu pandemii polecenie nie podawania podopiecznych reanimacji. Wydało je NHS – odpowiednik polskiego NFZ. Starszych pacjentów masowo namawiano, by rezygnowali z procedur ratujących życie.

Organizacja dobroczynna Queen’s Nursing Institute (QNI) prowadząca m.in domy opieki w Anglii i Walii i Irlandii Północnej przeprowadziła dochodzenie dotyczące tego jak zajmowano się pensjonariuszami w czasie szczytu pandemii koronawirusa. Ze zgrozą odkryto, że szefowie wielu domów otrzymali polecenie z NHS, by nie poddawać pensjonariuszy procedurze reanimacji. Ponadto szpitale miały zakaz przyjmowania pensjonariuszy.

W sumie zbadano jak się miały sprawy w 163 domach opieki w maju i czerwcu. Jak informuje dziennik „The Independent” jedna z pielęgniarek w pewnym domu opieki twierdzi, że jej placówka otrzymała polecenie „zakwalifikowania wszystkich podopiecznych jako nienadających się do ranimacji”.  Ta placówka miała odmówić wykonania polecenia.

– Wszystkich podopiecznym z podejrzeniem lub potwierdzeniem koronawirusa automatycznie nadawano status DNAR – osoby nie nadającej się do resuscytacji – mówi pielęgniarka z innego domu.

Autorka przeprowadzonych badań profesor Alison Leary twierdzi, że zaskakująco dużo pacjentów otrzymywało status osób, które nie mogą być poddane resuscytacji.

– Byłam bardzo zdziwiona jak wiele osób miało status osoby nie mogącej być poddanej resuscytacji. Spodziewałam się, że to będzie jeden, lub dwa procent badanych. Tymczasem okazało się, że aż 10 procent badanych wskazało na ten problem. Albo automatycznie byli tak zakwalifikowane, albo robiono to pod naciskiem nie uzgadniając tego z domem opieki, czy rodziną – mówi Leary.

– To były decyzje podejmowane przez dyrekcje placówek, a nie lekarzy. I dotyczyło to nie tylko osób starszych, ale tez opóźnionych w rozwoju, czy mających ograniczona świadomość.

Profesor Leary domaga się by rząd wszczął oficjalne śledztwo w tej sprawie. Twierdzi, że jest to niezbędne, by zapobiec podobnym praktykom w czasie spodziewanej jesienią kolejnej dużej fali zakażeń koronawirusem. Jak się okazało aż 43 procent domów opieki w marcu i kwietniu przyjmowało pacjentów ze szpitali nie wiedząc nic o tym czy są nosicielami wirusa, czy nie. Pielęgniarka z jednego z domów twierdzi, że byli pod nieustanną presja, by przyjmować zarażonych pacjentów.

Jak się również okazało do grup wsparcia dla osób z autyzmem wysyłano listy z formularzami, by wpisywać te osoby jako nie nadające się do reanimacji. Podobne listy trafiały też do wielu osób starszych i obłożnie chorych. W Walii jedna z placówek zdrowia prowadziła wręcz kampanię, by starsi nie domagali się procedur ratujących życie, bo wtedy lekarze mogą skupić się na ratowaniu „młodych i zdrowych”.

– List zdenerwował nie tylko mnie, ale także moją rodzinę i bliskich przyjaciół. To było jak wysłanie mojego wyroku śmierci przez ponurego żniwiarza. Czułam się bezwartościowa. Żyję z rakiem od ośmiu lat i chcę przeżyć kilka następnych. Jeszcze nie kopię swojego grobu – powiedziała jedna z pacjentek.

nczas.com