Nowy minister zdrowia zaczął urzędowanie z przytupem: przygotował rozporządzenie dające pracownikom sanepidu potężne nagrody za wykonywanie kontroli podczas epidemii. Problem w tym, że epidemię de facto ogłaszają ci, którzy dzięki niej będą zarabiali prawie dwa razy tyle, co przed nią.
Projekt rozporządzenia z 20 sierpnia „w sprawie trybu przyznawania pracownikom Państwowej Inspekcji Sanitarnej wykonującym czynności kontrolne dodatku specjalnego do wynagrodzenia oraz wysokości tego dodatku” to prawdziwe kuriozum, które niestety będzie skutkowało permanentnym stanem zagrożenia epidemicznego lub stanem epidemii. W propozycji ministra znajduje się zapis, że w przypadku ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii dodatek specjalny za czynności kontrolne w zakresie zapobiegania i zwalczania chorób zakaźnych może być przyznany w wysokości do 75 procent wynagrodzenia zasadniczego pracownika sanepidu. Mało tego: rozporządzenie ma działać także wstecz, bo… covid-19.
Tymczasem zgodnie z Ustawą o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi minister ogłasza epidemię na wniosek… sanepidu.
Jeżeli zagrożenie epidemiczne lub epidemia występuje na obszarze więcej niż jednego województwa, stan zagrożenia epidemicznego lub stan epidemii ogłasza i odwołuje, w drodze rozporządzenia, minister właściwy do spraw zdrowia w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw administracji publicznej, na wniosek Głównego Inspektora Sanitarnego.
Trudno oczekiwać, że epidemia kiedykolwiek się skończy, skoro zależy to od ludzi, którzy zwyczajnie i wprost mają z tego stanu poważne korzyści finansowe.
Za Robert Brzoza