Foto: Wojciech Stróżyk / ReporterOd pięciu lat inwestorzy, którzy trzymają papiery repolonizowanych spółek, nie mogą doczekać się zysków.

Ceny akcji państwowych spółek nie zachęcają do inwestycji, tym bardziej jeśli przypomni się, ile kosztowały kilka lat temu, gdy rząd je repolonizował. Dla przykładu papiery Alior Banku można było wtedy kupić za 89 zł za sztukę, teraz nieco ponad 13 zł, podobnie sytuacja wygląda w przypadku Banku Pekao SA – tu wartość akcji spadła ze 123 zł do około 51 zł.

  • Inwestycja w ponad 20 spółek kontrolowanych przez państwo i notowanych na warszawskim parkiecie – licząc od listopada 2015 roku – przyniosłaby stratę wynoszącą prawie 23 proc.

  • W tym samym czasie indeks uwzględniający wszystkie spółki z WIG przyniósł zysk 2 proc., indeks średnich spółek mWIG40TR – zysk 13 proc., a indeks małych spółek sWIG80TR – zysk 24 proc.

  • Janusz Jankowiak podkreśla, że w sektorze prywatnym menedżerowie odpowiedzialni za złe decyzje nie utrzymaliby się dłużej niż do wyników kwartalnych. W sektorze publicznym przechodzi to bez konsekwencji

„Złote” inwestycje polskiego rządu

Od 2015 roku państwo przejęło kontrolę nad kilkoma dużymi spółkami notowanymi na GPW, używając do tego swoich spółek – m.in. PZU czy PFR. Pierwszą taką transakcją był zakup Alior Banku przez PZU. Za nieco ponad 25 proc. akcji państwowy ubezpieczyciel zapłacił 1,63 mld zł – cena jednej akcji wynosiła 89,25 zł. Później, korzystając z prawa poboru, wydał jeszcze 0,64 mld zł na objęcie akcji nowej emisji, z której sfinansowano nabycie BPH. Za jedną akcję płacił wówczas 38,90 zł. Obecnie wartość rynkowa pakietu należącego do PZU – przy kursie ok. 13,20 zł za akcję – wynosi 553 mln zł, czyli niecałą jedną czwartą tego, co wydał.

Ubezpieczyciel stracił również na zakupie Pekao. Razem z PFR-em nabył ponad 86 mln akcji po 123 zł za akcję. Sfinalizowana w 2017 roku transakcja kosztowała państwowe konsorcjum 10,6 mld zł. Obecnie jedna akcja Pekao kosztuje 50 zł, a pakiet jest wart 4,3 mld zł, czyli ok. 40 proc. wydanej przed trzema laty kwoty.

– Nie tylko znacjonalizowane banki traciły na wartości – przypomina Marcin Zieliński, ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju. – Jesienią 2015 roku państwowa Enea ogłosiła wezwanie do sprzedaży akcji Bogdanki po cenie 67,39 zł. Za pakiet 64,6 proc. akcji spółka zapłaciła prawie 1,5 mld zł. Obecnie akcje kopalni kosztują ok. 19 zł, a pakiet należący do państwowej spółki energetycznej jest wart 430 mln zł – niecałe 30 proc. kosztu nabycia.

Z kolei pod koniec 2017 roku PGE nabyła od francuskiego EDF aktywa energetyczne, pośród których był też pakiet większościowy notowanej na giełdzie Kogeneracji. W tamtym czasie jedna akcja Kogeneracji kosztowała ok. 80 zł, a 1 lutego 2018 roku PGE ogłosiła wezwanie do ich sprzedaży po 81,80 zł. Obecnie jedna akcja kosztuje ok. 36 zł, czyli o ponad połowę mniej niż trzy lata temu.

Tu straty, tam zyski

– Państwo pośrednio bądź bezpośrednio kontroluje ponad 20 spółek notowanych na warszawskim parkiecie – wyjaśnia Marcin Zieliński. – Można zatem pokusić się o sporządzenie portfela takich spółek – dodaje.

Jaki byłby wynik takiej inwestycji? Zieliński wylicza, że od listopada 2015 roku – przy założeniu, że dywidendy byłyby reinwestowane i w odpowiednich proporcjach do takiego portfela trafiałyby nowe spółki w razie nabycia ich przez państwo – taka inwestycja przyniosłaby stratę wynoszącą prawie 23 proc.

– Nie jest to wcale efekt kryzysu towarzyszącego pandemii – zaznacza ekspert FOR. – W tym samym czasie indeks uwzględniający wszystkie spółki z WIG przyniósł zysk 2 proc., indeks średnich spółek mWIG40TR – zysk 13 proc., a indeks małych spółek sWIG80TR – zysk 24 proc. – dodaje.

Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu podkreśla, że inwestycje państwa w sektory charakteryzujące się u nas niską rentownością, jak banki, czy w sektory schyłkowe, jak górnictwo, trudno rozpatrywać w kategoriach rachunku efektywności.

– Przy uwarunkowaniach rynkowych i regulacyjnych, jakie obowiązują obecnie w sektorze bankowym, brak – jak dobrze wiemy – chętnych do zakupów wśród inwestorów prywatnych – wyjaśnia ekonomista. – Trudno się temu dziwić, kiedy rynkowa wycena spółek w wielu wypadkach znacząco odstaje in minus od wartości księgowej, a zysk na akcję jest śmiesznie niski – dodaje.

Menedżerowie do wymiany

Przypomina, że w przypadku schyłkowego górnictwa przyjęto u nas model przejęć i obciążania sektora energetycznego kosztami finansowania nierentownych kopalni. Doprowadzi to zapewne do konieczności wyodrębnienia aktywów trwale nierentownych, o ile spółki energetyczne będą próbowały pozyskać rynkowe finansowanie niezbędnych inwestycji.

– W przypadku banków i kopalni trudno nawet mówić o nietrafionych inwestycjach państwa – uważa Janusz Jankowiak. – Decyzje o zakupie były w każdym przypadku usprawiedliwiane formułką „pozyskanie w celu zwiększenia wartości dla akcjonariuszy”. Jak to „zwiększenie” wygląda – wiemy z wyników i wyceny aktywów po przejęciach – dodaje.

Przyznaje, że w sektorze prywatnym menedżerowie odpowiedzialni za takie decyzje nie utrzymaliby się dłużej niż do wyników kwartalnych. W sektorze publicznym przechodzi to bez konsekwencji. Dlaczego? – Dlatego że decyzje o zaangażowaniu spółek zależnych od rządu w trwale nierentowne aktywa nie mają nic wspólnego z rachunkiem ekonomicznym i są motywowane wyłącznie względami politycznymi – odpowiada ekspert. – Tak topi się bezkarnie setki milionów złotych. A nieraz dokłada jeszcze do tego bzdurne tyrady, że sektor państwowy jest ostoją gospodarczej stabilności – dodaje.

businessinsider.com.pl